Wiesław Myśliwski, Widnokrąg – streszczenie

img_0541.JPGWiesław Myśliwski, Widnokrąg.

Utwór dedykowany jest synowi autora — Grzegorzowi.

Prolog.

Na początku pojawia się opis zdjęcia, na którym jest autor (wówczas mały chłopczyk) ze swoim ojcem. Narrator ubrany jest w marynarskie ubranko. To ubranko będzie pojawiało się jeszcze wiele razy na łamach powieści, bowiem dla autora było przez długi czas jedynym wyjściowym ubraniem. Narrator ogląda to zdjęcie po wielu latach i zastanawia się, dlaczego nie ma na nim matki.

Dochodzi do wniosku, że pewnie w tym czasie kłóciła się z wujenką Martą, jako że wówczas mieszkali wszyscy „na kupie”, tzn. Piotrek, jego rodzice, dziadkowie, wujek Władek z wujenką Martą i wujek Stefan z wujenką Jadwigą. W ten sposób zostaliśmy wprowadzeni w akcję powieści.

W jednym domu mieszkają razem rodzice Piotrka (chłopca ze zdjęcia), jego dziadkowie, bracia matki: Władek i Stefan oraz ich żony: Marta i Jadwiga. Stefan i Jadwiga nie mogą doczekać się dziecka, chociaż bardzo tego pragną. Niejako w rewanżu za to Jadwiga ma piękne włosy, które myje co tydzień w deszczówce. Mimo braku dziecka Stefan i Jadwiga bardzo się kochają. Inaczej jest z Władkiem i Martą. Oni też nie mogą mieć dziecka, ale to dlatego, że Marta kiedyś „psuła”, jak mówi po latach Władek Piotrkowi: sama żyć nie chciała i nie chciała dać życia drugiemu człowiekowi.

Opis typowego wiejskiego obiadu niedzielnego na wsi. Na obiad jest rosół, co stanowi wielkie święto, jako że czasy nie są łatwe, trwa wojna. Narrator opisuje sposób zachowania się przy jedzeniu, wszyscy ssali kości, tylko nie matka Piotra, bo ona nabrała już miejskich zwyczajów. Snuje też ciekawą refleksję, że Bóg dał po to ludziom niedzielę, aby odświętnie ubrani i wymyci, mogli się przedstawić takimi, jakimi chcieliby być, a nie, jakimi są. Potem opowiada o niejakim Henkem, który lubił robić zdjęcia ludziom we wsi, a najbardziej cenił te, na których ludzie powychodzili prawdziwi, bez przyjmowania żadnych póz. Być może to on zrobił zdjęcie Piotrkowi i jego ojcu.

Bitwa pod Kannami.

Teraz Piotrek z rodzicami nie mieszka już na wsi, lecz na tzw. Rybitwach. Do miasta można było się stamtąd dostać jedynie po stromych schodach. W mieście najbardziej wyróżniające się budynki to Collegium Gostomianum, Dom Długosza, Katedra, pałac biskupi, Rynek. Matka znalazła mieszkanie przypadkiem: będąc na zakupach spytała się
w sklepie, czy ktoś nie wie o jakimś mieszkaniu do wynajęcia. Pewna młoda, elegancka pani zaproponowała jej wynajęcie sutereny pod mieszkaniem jej i jej siostry. Te panie to panny Ponckie, z którymi matka zaraz się zaprzyjaźniła i które potem wiele dobrego zrobiły dla niej i Piotrka. Ciągle pożyczały pieniądze, zapraszały Piotrka na kakao, uczyły go tańczyć tango, częstowały słodyczami. Stać je było na wszystko, gdyż były luksusowymi prostytutkami. Ojciec Piotrka ciężko choruje na serce i właściwie nie ma nadziei na jego wyleczenie. Mimo to matka jakby na przekór snuje wizje, jak to będzie po wojnie, gdy ojciec wróci do dawnej pracy (był buchalterem) i wszystko będzie jak kiedyś. Otrzymali rozkaz, aby przesiedlić się za Wisłę. Wtedy poznali pana Jaskółę, który później także zrobił wiele dobrego dla nich i żywił szacunek dla ojca Piotrka, gdy dowiedział się, że ten był dawniej oficerem. Piotr często musiał prowadzić swojego ojca do lekarza i w czasie tych spacerów musieli często robić przerwy z powodu choroby ojca. To właśnie podczas tych przerw ojciec opowiadał mu o różnych bitwach, o tych dawniejszych, począwszy od starożytności, jak i o tych późniejszych, w których sam brał udział. Pewnego razu doszło do małego spięcia pomiędzy nim a ojcem. Ojciec twierdził, że Hannibal był wielkim wodzem, a Piotrkowi wyrwało się, że Stalin jest większym. Ojciec nic na to nie odpowiedział, ale było mu przykro z powodu postawy syna.

Piotrek planuje ukraść krowi łeb z dostawy krów, jaka szła z Niemiec do Rosji. Starszina Iwan, pilnujący dostawy, prosi ojca, aby napisał za niego list do żony, gdyż on sam jest niepiśmienny. Przy okazji dowiadujemy się czegoś więcej o przeszłości Zygmunta: wiele lat przebywał w Rosji, służył w wojsku carskim, ale potem przeszedł do polskiego.

Towarzysz z powiatu.

Autor zamieścił ciekawą refleksję na temat słów: że są to dary naszych trosk, udręk, cierpień i łez, „ceną słów jest nasz los”. W tym rozdziale pojawia się informacja o tym, że Piotr nie ma już ojca, ale później jego postać będzie się jeszcze pojawiała. Zbliża się siedemdziesiąta rocznica urodzin Stalina, Piotr zostaje namówiony do tego, aby wygłosić przemówienie na jego cześć, żeby w ten sposób zmazać winę za to, że nie chciał nieść portretu wodza w pochodzie. Piotr jest w gimnazjum. Na uroczystość jest mu potrzebny czerwony krawat, udaje się więc w różne miejsca na jego poszukiwania. Zdobywa go wreszcie u panien Ponckich, u których zostawił go ich dawny klient. Jego obowiązkową lekturą jest Notatnik agitatora. Ma nadzieję, że na zebraniu wygłosi po prostu kilka zdań
z tegoż notatnika i to będzie wszystko. Niestety jego przedmówca niweczy jego plany, czytając książkę na głos przed zebranymi. Ciekawy opis zachowania się słuchaczy: większość z nich nie potrafi opanować senności, matki uspokajają swe dzieci: „I może właśnie to wzruszenie, że mogą spać spokojnie, bo nad ich spokojem czuwa towarzysz Stalin, sprawiło, że tu i tam, a zwłaszcza w ostatnim rzędzie pod ścianą, niektórzy spali głębokim snem.” Oczekując na swoją kolej Piotr wraca wspomnieniami do swego dzieciństwa: jak bardzo chciał mieć charta, przybycie frontu, jak dostał upragnionego charta od niejakiego Saszy. Mimo usilnych starań chart nie chciał niczego jeść, tęsknił za właścicielem, a pewnego dnia zginął. Okazało się, że wypuścił go dziadek, który nie chciał patrzeć na cierpienie psa. Piotr znajduje psa zabitego przez wojskowego, który tłumaczy się, że nie chciał tego zrobić. We wspomnienia chłopca wdziera się głos sekretarza, wzywający go do zabrania głosu.

Kruczek.

Kruczek to pies dziadków, który stał się dla chłopca jedynym prawdziwym przyjacielem
i powiernikiem jego tajemnic „światłem w ciemnościach”. Narrator wspomina Fredka Gruza, chłopca wiodącego prym na wsi, swoistego młodocianego przywódcę. Mówi także o swoim dziecinnym zauroczeniu żoną fryzjera, potem burmistrzową, która po zastrzeleniu przez partyzantów jej męża wyjechała ze wsi. Fredek ginie od niewypału, a co ciekawe, jego śmierć objawiła mu się we śnie. Po ruszeniu frontu dziadkowie i reszta rodziny wrócili do siebie na wieś, a Piotrek z rodzicami zamieszkał w pobliskim mieście. Chłopiec często odwiedza wujków i podczas jednej z takich wizyt dowiaduje się o śmierci Ferdka oraz o zaginięciu Kruczka. Piotr martwi się, że pies przeczuł, że on pragnie mieć charta i chciał zostawić mu miejsce. Jednak pies po jakimś czasie wraca, chociaż z raną, bez jednego oka. Później zagadka, kto wybił Kruczkowi oko stanie się swoistą obsesją wuja Władka, nasilającą się po śmierci wujenki Marty. Władek urządził nawet z tego powodu awanturę w sklepie. Ojciec Piotrka oświadcza, że nie wraca do pracy w mieście i zostaje z rodziną. Władek opowiada Zygmuntowi o Kruczku. Zygmunt nie może wrócić do pracy (partyzantka), gdyż w jego l organizacji była „wsypa”. Piotr jest świadkiem stosunku pomiędzy Stefanem i Jadwigą. Władek rozmawia z burmistrzem o Kruczku, ta rozmowa robi na nim duże wrażenie, nawet po śmierci burmistrza będzie przychodził na jego grób. Narrator wysnuwa refleksję, że grób burmistrza stał się dla Władka czymś w rodzaju utrwalacza pamięci o Kruczku, „bo trwałość pamięci jest miarą rozpaczy, a rozpacz to przecież nic innego, jak dumny i cierpliwy związek człowieka z samym sobą.” Potem nagle narrator przechodzi do sytuacji teraźniejszej, pisze, że zostało mu kilka dni urlopu i postanowił odwiedzić wraz z synkiem wujostwo oraz spędzić kilka dni u matki. W starym domu został tylko wujek Władek, gdyż Stefan z Jadwigą przenieśli się do własnego domu, a reszta domowników zmarła. Małżeństwo wzięło na wychowanie dziewczynkę o imieniu Mariola. Władek mieszka więc sam i gospodarstwo jest coraz bardziej zapuszczone.

Piotr ma wrażenie obcości, przyjeżdża tylko na groby, „jako że z grobów najtrudniej się wyzwolić”. Zastanawia się, czy to miejsce to nie jest środek jego widnokręgu, stwierdza, że to jest jego miejsce, przed którym nie może uciec, podobnie jak każdy z nas, bo w każdym człowieku jest miejsce, w którym zawarty jest jego los, „bo los to wyznaczona ci z mocy grobów przestrzeń

Pierwsza lekcja.

Panny Ponckie otaczane są ogólną zazdrością z powodu swego bogactwa. Matka Piotra broni ich przed ludzkimi językami. Ona zawsze były dla niej i dla Piotrka dobre, zapraszały go na kakao, uczyły go tańczyć tango. Zazwyczaj ich goście przychodzili do nich po zmroku. Kapitan Jefremow zostawił im kiedyś główkę od maszyny do szycia, co im się później bardzo przydało, jako że po zakończeniu kariery zostały wziętymi krawcowymi. Umiera ojciec Piotra. Na nim nie robi to wielkiego wrażenia, gdyż od dawna przyzwyczajony był do jego choroby i do tego, ze wszystkim i tak zajmuje się matka. Ojciec został pochowany na wsi, „między swoimi”. Na cmentarz odwoził go Jaskóła. Piotr rozpoczyna edukację szkolną
u pewnego starego nauczyciela. Mimo że wcześniej padła informacja o śmierci Zygmunta, autor prowadzi narrację jakby on wciąż żył, czas akcji nie jest jednolity, przejścia od czasu przeszłego do teraźniejszego są bardzo płynne. Refleksja o miłości: „Kocha się tak samo przez wady i nieszczęścia i może nawet głębiej, a najgłębiej kocha się przez ból.” Pan na razie godzi się uczyć Piotrka za darmo. Pierwszym zadaniem chłopca było napisanie pracy na temat widnokręgu.

Kościół Świętego Jakuba.

Ojciec zaprzyjaźnia się ze starsziną Iwanem, który dostarcza krowiego mięsa rodzinie Piotrka, przez co powodzi im się coraz lepiej, czasami nie mają nawet co robić z jedzeniem
i marnuje się ono. Dostawy krów jednak się kończą. Piotrek w dalszym ciągu odbywa lekcje
z nauczycielem, on daje mu wskazówki, np. uczy go, aby nie chodził za szybko, gdyż drugi raz nie zrobi tego samego kroku, że to, co widzi każdy z nas, nie zostanie zobaczone przez drugiego człowieka, choćby tamten widział dużo więcej. Prowadzi go do bożnicy żydowskiej. Piotr był tu już kiedyś z dziadkiem, bożnica była pierwszym miejscem, w którym postawił stopę w tym mieście. Ze wzgórza, na którym stał kościół widać było biały dom i sad. W tym domu mieszkała Anna, późniejsza żona Piotra, a w kościele Świętego Jakuba odbył się ich ślub. Tam też było miejsce ich randek, często spotykali się na popołudniowych nabożeństwach, bowiem Anna była strzeżona przez rodziców, a kościół był dla niej doskonałym alibi. Po nabożeństwie Piotr często odprowadzał ją do domu. Anna jest uczennicą organisty Jana. Po jego śmierci ksiądz zwraca się do niej z prośbą, czy nie mogłaby go przez jakiś czas zastąpić. Pod presją rodziny, która uznała to za wielkie wyróżnienie, Anna godzi się na to. W czasie prób często towarzyszył jej Piotr, próby były dla nich okazją do spotkań. Jednak po jakimś czasie ktoś dopatrzył się, że Anna nie przychodzi na próby sama
i odtąd młodym towarzyszył zawsze kościelny. Anna wytłumaczyła mu, że Piotr jest jej kolegą z klasy i również uczy się muzyki. Nagle następuje przejście do teraźniejszości, Piotr jest znów z nauczycielem, można się domyśleć, że tamte wydarzenia miały miejsce później, więc powieść oscyluje wokół trzech czasów. Pan pokazuje mu księżniczkę Adelajdę, fundatorkę kościoła, córkę Kazimierza Sprawiedliwego. Nauczyciel pisze o niej książkę, opowiada chłopcu o niej, Adelajda nigdy nie wyszła za mąż i kościół powstał jakby z jej cierpienia. Potem znów przejście do przeszłości. Piotr wspomina jak poznał Sulkę. Było to pierwszego dnia, kiedy przyjechał z rodzicami do dziadków. Sulka była bezwstydna, nie nosiła majtek i z tego powodu była utrapieniem rodziców (Żydów Szmulów) i powodem do szyderstw dla innych. Sulka tłumaczy Piotrowi, że stworzył ją Bóg, a nie rodzice i ona nie ma zamiaru sprzeciwiać się Mu i niczego ukrywać. Nadchodzi wiadomość, że Żydzi mają być wywiezieni do miasta. Sulka i Piotr widzą jak jacyś ludzie idą do ślubu przez sad. I znów następuje przejście, nagle narrator przechodzi do opisu własnego ślubu z Anną. On sam znajduje się jakby w dwóch miejscach jednocześnie — widzi swój ślub z dystansu i sam
w nim uczestniczy. To on i Anna idą ścieżką przez sad między drzewami. We wspomnieniach autora jest koniec sierpnia.

W deszczu.

Wzgórze, na którym stoi miasto zaczyna się obsuwać i miasto zaczyna się zapadać. Po domu, w którym mieszkał Piotr, nie został nawet ślad. Piotr prowadzi swego syna Pawła w to miejsce, gdzie kiedyś mieszkał, mimo że Paweł nie chciał przyjechać, jakby wiedział, że ojciec chce w ten sposób zbliżyć się do Anny. Domyślamy się, że Anna nie żyje, choć
w powieści nie jest to wyrażone wprost. Paweł mówi do ojca: „Ja nie mogę być przecież zamiast matki.” Piotr uświadamia sobie, że przyprowadził syna na schodki po to, aby wypróbować słowa „odpocznijmy trochę”. Dopiero z nagrobnej tabliczki dowiaduje się, że jego ojciec miał na drugie imię Adam. Przypomina sobie jego opowieści o bitwach, przytacza jego słowa. Podczas jednej z przechadzek Anny i Piotra zaczął padać deszcz i schowali się oboje pod parasolkę Anny. Wtedy też po raz pierwszy wziął ją pod rękę. Anna zachwycała się deszczem: „Było coś przejmującego w tych jej zachwyceniach, kto wie, może przeczucie, że każde zachwycenie jest jak deszcz.” Znów przejście w czasach, wspomnienie Piotra zostało wywołane przez przechadzkę z panem, w czasie której zaczął padać deszcz. Matka często wypominała Piotrowi zagubionego buta: „Jakby jej i moja pamięć rozeszły się na zawsze przy tym bucie”.

W poszukiwaniu zgubionego buta.

Piotr z rodzicami wyruszają do sąsiedniej wsi, w której podobno potrzebny jest sekretarz i Zygmunt ma nadzieję objąć tę posadę. Poza tym, w gospodarstwie, gdzie mieli mieszkać po wysiedleniu, zabrakło dla nich miejsca. Matka chwali się przed gospodarzami, że jej mąż pracował przed wojną na poważnym stanowisku, a wcześniej był oficerem. Ci informują ją o posadzie sekretarza. Musieli pokonać rzekę San promem, aby dostać się do wsi. Jeszcze wtedy nikt nie wiedział o chorobie ojca, wszyscy myśleli, że ma nerwy zszarpane przez wojnę. W czasie postoju pod wierzbami Piotrek zdejmuje buty. Potem okazuje się, że jeden z nich gdzieś zginął. W związku z tym on i matka wyruszają na poszukiwanie buta. Znowu autor nie utrzymuje chronologii wydarzeń, lecz wraca wspomnieniami do przeszłości, wspomina np. nagłe pogorszenie stosunków pomiędzy matką a pannami Ponckimi. Teraz opisuje sytuację już po śmierci matki, kiedy pali przepisy gromadzone przez nią przez lata
i ma wrażenie, że niszczy jej pamiętnik, w którym ukryła swoje myśli, westchnienia, tęsknoty, żale, lęki, łzy, rzeczy, które chciała ukryć przed wszystkimi. Te przepisy matka zbierała do końca życia, nawet, kiedy Piotr poszedł na studia. Kiedy je pali, ma wrażenie, że dopiero teraz matka naprawdę umiera, odchodzi. Piotr przedstawia Annę matce, dziewczyna robi na niej dobre wrażenie, zachwycona jest zwłaszcza jej oczami. Potem wraca do poszukiwania buta, znów jest na drodze z matką. Zachodzą do wsi, ale tam nikt go nie widział. Mijają kapliczkę świętego Antoniego, która później okazuje się być kapliczką świętego Izydora. Matka wysnuwa ciekawą refleksję o świętych: „To i święci to tacy z ludzi przez Boga do pomocy zaproszeni”. Mimo zapadających ciemności poszukiwania buta wciąż trwają.

Nie zatańczone tango.

Piotr jest na swojej pierwszej szkolnej zabawie. Zanim jednak przejdzie do opisu tej zabawy wraca wspomnieniami do pogrzebu ojca. Trumnę z ojcem wiózł pan Jaskóła, nie wziął za to pieniędzy, więc matka dała mu jeden z krawatów po mężu. Teraz jednak Piotr nie ma co założyć na zabawę, a wstydzi się pożyczyć krawat od pana Jaskóły. Niezawodne okazują się jak zwykle panny Ponckie, które przy okazji wybierania krawata wspominają swych dawnych klientów: sędziego, tajniaka, fotografa, fryzjera i wielu innych. Matka daje mu też sygnet po ojcu, a panny Ponckie krawat po hrabim Mundku. Po ojcu został mu jeszcze pas oficerski i brzytwa. W czasie zabawy czeka na tango, aby wreszcie móc poprosić do niego Annę, ale wciąż ubiegają go inni. Czekając na swoją szansę, przypomina sobie swoje poranne wizyty u Ponckich, to, jak uczyły go tańczyć tanga, częstowały kakao i czekoladą. Panny Ponckie uczyły go, że „tango jest wieczne. Tanga się człowiek uczy nie na jeden sezon, lecz na całe życie. Całe życie trwa sezon. Kto nie umie tańczyć tanga, ten w ogóle jakby żyć nie umiał.” Piotr pod drabinkami przeżywa męki, a tymczasem Anna jest rozchwytywana przez chłopców. Odczuwa nienawiść do wszystkiego, także do tanga. W końcu upija się, aby nabrać odwagi. Niestety upija się do nieprzytomności i zmuszony jest szukać pomocy u Ponckich, gdyż boi się pokazać matce w takim stanie (to będzie opisane później). Do domu odprowadza go Koza. Wcześniej wstępuje na trybunę, z której wymiotuje. W końcu zasypia, przypominając sobie kłótnię dziadka z wujkami o bitwę pod Racławicami.

Zabijcie i mnie, panowie!

Rozdział zaczyna się od opisu pogrzebu ojca. Na pogrzeb przyjechały panny Ponckie
z ogromnym wieńcem, wzbudzając w zgromadzonych coś w rodzaju podziwu, zmieszanego
z zazdrością. Piotr uznaje je nieomal za święte, które zeszły z obrazów, aby wywyższyć śmierć ojca. Ostatnim zmartwieniem ojca było, skąd matka weźmie pieniądze na pogrzeb i na trumnę. Autor wspomina śmierć partyzanta, pisze, że w lesie znajduje się grób
z kilkudziesięcioma zabitymi i parę pojedynczych grobów. Ojciec został pochowany na nowym cmentarzu po ściernisku, które jeszcze gdzieniegdzie przeświecało spod ziemi. Grób zastrzelonego znajdował się w rogu i to on zapoczątkował cały cmentarz. Natomiast grób burmistrza był bardzo okazały, stał pośrodku, autor ma wrażenie, że wręcz stoi nie pośrodku cmentarza, lecz widnokręgu. Dopiero po tym opisie przechodzi do opisu śmierci burmistrza. Został zastrzelony w środku tygodnia zaraz po mszy. Jeden z oprawców przyjął komunię,
a nawet ukląkł obok burmistrzowej. Ksiądz miał przeczucie, po co przyszli trzej tajniacy. Ten, który przyjmował komunię zabił burmistrza strzałem w pierś, a jego żona krzyknęła: „Zabijcie i mnie, panowie!” Narrator pisze, że burmistrz musiał przeczuwać swoją śmierć
i może dlatego „gnało go ciągle na tym koniu i nie tylko w dzień, ale i nocami.” Po śmierci męża burmistrzowa wyjechała do Niemiec. Na marginesie autor wysnuł ciekawą refleksję
o rozpaczy: „[…] jedyna droga do tajemnicy prowadzi przez rozpacz. […] szczęśliwi, których stać na rozpacz.” Po wielu latach Piotr przyjeżdża do rodzinnych stron sam, bez Pawła
i kieruje się do Ponckich. Teraz są znanymi krawcowymi, przeniosły się na Rynek jeszcze za życia matki. Odwiedza też Kozę, który bardzo się zmienił — wyłysiał i przytył. Dawny kolega wyznaje Piotrowi, że sam kochał się w Annie, podobnie jak większość chłopców. Odwiedza też burmistrzową, która mieszka w mieście i jest klientką panien Ponckich.

Dotknięcie.

Narrator wraca do sytuacji, kiedy upił się po swojej pierwszej zabawie. Pijany, ma wrażenie, że zbliża się ku niemu ojciec, słyszy, jak głośno bije jego serce. Widzi też, jak od Ponckich wychodzi jakiś mężczyzna. Poznaje go wiele lat później, kiedy przyjeżdża
w odwiedziny do matki. To inżynier, który ma zbudować most. Udaje przed matką, że jest kuzynem Ponckich. Znów wraca do sytuacji owego wieczoru, inżynier zostawił u Ponckich teczkę z planami, musiał się po nią wrócić. Właśnie wtedy Piotr poznaje całą prawdę o nich, kiedy przychodzi do nich w nocy, aby wytrzeźwieć. One tłumaczą się przed nim, że życie nie ma tylko jednej strony: „Po tej się człowiek śmieje, a po tamtej płacze, po tej tęskni, ma nadzieję, a po tamtej czas płynie.” Wyznają też Piotrowi, czym dla nich jest miłość: „Miłość to nie to, z kim by się…, […] lecz z kim by się umierać chciało.[…] Miłość trzeba wytęsknić, wycierpieć, wypłakać. A i tak nie ma pewności, czy się zjawi.” Wraca do domu, okłamuje matkę, że najwięcej tańczył z Anną, ona żali się, że Ponckie wyjątkowo hałasowały. Dopiero teraz narrator opisuje, jak poznali się jego rodzice: zeswatali ich ojcowie obojga, którzy znali się dużo wcześniej. Ojciec Piotra niedawno wrócił z wojska i zastanawiał się, co dalej robić. Ojciec namawiał go, żeby przejął rodzinną karczmę, ale Zygmunt nie widział się w roli karczmarza. Kiedy brał ślub z matką, nie był już najmłodszy. Matce najbardziej podobały się w nim jego oczy. Przez rok matka prowadziła restaurację, lecz potem wyprowadzili się. Piotr czuje się winny wobec Anny, chociaż tak naprawdę jeszcze się nie znają. Wyznaje, że była jego udręką, odkąd zobaczył ją na którejś z przerw w szkole. Pewnej wrześniowej niedzieli Piotrek z kolegami wybrali się z dziewczynami kajakami nad Wisłę. Kapielówki pożyczył oczywiście od Ponckich. Niespodziewanie dla niego samego przysiadła się do niego Anna. Kiedy wsiadała do kajaka przytrzymał ją za rękę i „Ten dotyk nigdy już nie znikł z mojej dłoni.” Annie pęka kostium, Piotr jest spłoszony, nie wie co powiedzieć, nie znajduje słów. Boi się spojrzeć na wyłaniający się skrawek jej piersi, gdyż ma przeczucie, że „w tym jednym spojrzeniu na wyłaniający się z tego pęknięcia w kostiumie biały skrawek jej piersi kryje się nasze wspólne przeznaczenie”. Anna wyznaje, że chciała, aby Piotr poprosił ją wtedy do tanga, mówi: „Dla mnie i tak odtamtąd jesteśmy już razem.” Chce, żeby Piotr dotknął jej piersi, mówi, że kiedyś może zrozumie, co kryje się za jej słowami, a on zrozumiał to dopiero po latach:„Niewiele przecież trzeba słów, żeby zamknąć w nich nasze przeznaczenie. I, być może, ze wszystkich słów tylko te niedokończone są jak ziarna, kiełkują, rosną.” Później po latach Anna kładzie jego dłoń na swoim wygórzonym brzuchu, w którym rośnie ich syn. Teraz znajdujemy się na plaży. Paweł prosi ojca, aby zbudował mu zamek z piasku. Obaj przykucają nad budowlą i tę chwilę ktoś utrwalił na fotografii, na której są tylko ojciec z synem i nikt ani nic w tle. Głowa Piotra pochyla się nad Pawłem „jakby jakiś cień nad radością Pawła.”

KONIEC.

Explore posts in the same categories: Myśliwski

6 Komentarzy w dniu “Wiesław Myśliwski, Widnokrąg – streszczenie”

  1. Mag Says:

    Tu jest błąd. Krawat Piotrek dostał od swoich zwierzchników, którzy go wysyłali na obchody, a nie od panien Ponckich.

  2. aga Says:

    W powieści mamy dwa krawaty – jest czerwony krawat, w którym Piotr jedzie na zabranie do cukrowni i jest krawat od panien Ponckich, w którym wędruje na zabawę gimnazjalną!

  3. mateusz Says:

    Bardzo przyjemnie napisane streszczenie! Dziękuję po stokroć za możliwość przypomnienia tej świetnej ksiązki.

    Pozdrawiam!

  4. emi Says:

    Bardzo dobre strzeszczenie!


  5. polecam – bardzo dobre streszczenie, również dziękuję za możliwość przypomnienia tej książki!

  6. iza Says:

    mam wielką proźbę. może ktoś opisać matkę głównego bohatera ale tak dokładnie. wiem ze byla bardzo dzielna i syn mowi o niej bardzo dobrze, wiem tez ze przejela obowiazki meza gdy ten byl chory ale chodzi mi o cos blizszego i ogolnie opis malzenstwa matki i jego ojca prosze


Dodaj komentarz